0
Zeus 17 stycznia 2018 20:00
Wstęp

O Armenii (i jak na większość krajów) nie wiedziałem nić. Albo coś tam posłuchałem na lewo i na prawo i tyle by było. Bo, niestety, w greckiej szkole bazowaliśmy się bardziej do historii Greckiej niż innych krajów. Nawet tych obok nas, i nawet blisko religijnie - kulturowo.
Niestety, kontynuujemy to co grecki polityk Nikos Athanasopoulos powiedział, do pracownika UE, po jakimś skandale dofinansowania: "Kiedy my Grecy, budowaliśmy Akropol, Wy Barbarzyńcy jedliście żołędzie", więc po co nam historia innych krajów? Niech inne kraje uczą się o nas...

O Armenii zaciekawiłem się, w 13 roku, kiedy jechałem na jednodniówkę do Erywania, z Tbilisi. Coś tam poczytałem w przewodniku.
Urywkowo: Pierwszy kraj co przyjął chrześcijaństwo, ludobójstwo i Karabach. I to by było na tyle.

Kolejny raz, kiedy się bardziej wgłębiłem, to w 2015 roku, 100 rocznicę ludobójstwa Armenii, i koncertu System of a Down, który był zrobiony pod rocznicę. Film, Screams od piosenkarzy Systemów, inne filmy dokumentalne.

17 rok. Właśnie kupiliśmy z @seba one way do Iranu (relacja: szachinszach-zeus-podbic-ponownie-persepolis,214,120287) i szukam powrotu. Miało być przez Turkmenistan, ale czasowo bym nie wyrobił. Więc pozostała Armenia. Na tydzień. Z rzeki Aras do Erywania przez Artsakh. Można powiedzieć ze przejechałem całą Armenię.

Powiecie czemu, Armenia, taki piękny kraj, i przeklęty.

Tak właśnie zaczyna się książka: Karawany śmierci, pani Małgorzaty Nocuń

To jeden z nielicznych krajów, który w ciągu 100 lat (20 wiek) miał aż 3 wielkie tragedie

1. Ludobójstwo Ormian przez Imperium Osmańskie, gdzie ponad 1.5mln Ormian ginie (https://pl.wikipedia.org/wiki/Ludob%C3%B3jstwo_Ormian)

2. Trzęsienie ziemi w Leninakanie (obecnie Giumri) gdzie ginie 25 tys ludzi, a dach nad głową stracili ponad pół miliona ludzi (https://pl.wikipedia.org/wiki/Trz%C4%99 ... enii_(1988))

3. Wojna o Górski Karabach. Czyli jak się skończyły zabawy Stalina na Kaukazie (https://pl.wikipedia.org/wiki/Wojna_o_G ... i_Karabach)

I wiele innych, jak ogromna korupcja, być podwładnym Rosji, mięć tylko pomoc z Gruzji i Iranu, jako ze granicy z Turcją i Azerbejdżanem są zamknięte na klucz.

Ale za to spotkasz niesamowitych ludzi. Ciekawych, gotowy do pomocy ale i do poczęstowania czaczy.

Więc zapraszam na kolejną relację, tym razem z Armenii.
Relacja będzie podobna do tej z Nowego Jorku, gdzie towarzyszyła mużyka Bruca Springsteena (zeus-bruce-springsteen-jest-z-new-jersey-a-nie-z-new-york,210,114808) lecz tym razem będzie ciut głośniej bo będzie System Of A Down i solowe piosenki Serjiego TankianaWszystkie (jedna) drogi(a) prowadzi do Stepanakertu
Czyli jak (nie) planować twoją trasę wycieczki w Hayastanie


Podróż do Górskiego Karabachu. Tkwiło mi to od dłuższego czasu. Chciałem zobaczyć to państwo - widmo, gdzie sama Armenia go nie rozpoznaje jako oddzielny kraj. Zobaczyć Agdam, porozmawiać z ludźmi albo zobaczyć jak się żyje tam.

Do Górskiego Karabachu, można się dostać tylko z Hayastanu (legalnie) no albo jak ktoś kocha ryzyko przez Azerbejdżan (nielegalnie - niebezpieczne).

Powiecie co to Hayastan. Hayastan to Armenia po Ormiańsku. Pochodzi od słowa Hajk, mitologiczny heros, którego uważano za protoplastę narodu ormiańskiego, prawnuka Noego. Tego Noego z Arką, który zacumował na wzgórzu Ararat.

Ale wróćmy do zaplanowania. Jest ciężko i naprawdę trzeba sporo czasu przeznaczyć do niego. Niby są biura, które wezmą cię za rączkę i zrobią wszystko dla ciebie, ale co to za atrakcja. Ormianie, tez jakoś po kraju podróżują, i nie tylko taksówkami. Busiki - marszrutki jakieś są, ale na necie mało kto zna rozkładu (bo do większość nie ma go) albo dawno temu nie aktualny. Zostaje tylko pytać na miejscu.

Pytać. Nie liczymy ze ktoś będzie znać angielski. W Armenii to Ormiański, potem Rosyjski a na koniec Francuski i Angielski. Ruski, to wiadomo, dawny ZSSR a Francuski/Angielski to przez Ormiańską Diasporę. Jedna z największych, która była na świecie. 8 mln Ormian mieszka poza Armenii, a w samej Armenii ledwo 3 mln. Różnica kolosalna, jak na taki kraj!

Większość Ormian znajdziemy w Stanach (szczególnie w Kalifornii) tak jak słynnych muzyków z System Of A Down, Cher albo z Francji Charles Aznavoura. Diasporę znajdziemy także w Grecji, Libanie, Syrii albo w Polsce.

Ale wróćmy do zaplanowania. Mniej więcej każdy opanował ze jest jakiś autobus który jedzie z pkt A. do pkt B.
Tylko gdzie ten bus się zatrzymuje w pkt A., jak zarezerwować miejsce do busa, ile się jedzie.
Tutaj net i gogle nie pomaga tak bardzo. Ewentualnie dobry kolega/ dobra koleżanka z Armenii może poszukać albo na żywioł.

Na żywioł była także moja wyprawa. Miałem trochę ponad tydzień do przejechania Armenii z granicy z Iranu aż do Erywania, i przy okazji zwiedzić Stepanakert.


Hayastan.JPG



Parę noclegów zaklepanych (ach te mile), parę tras mniej więcej ogarniętych, ale większość on the spot!

Zapraszam!Meghri-Մեղրի
Miasto zapomniane przez turystów
Ale uwielbiane przez globtroterów


Pożegnałem się na dobrze z Iranem. Ale wiem ze wrócę kiedyś tam. Jak cena wizy jeszcze spadnie, to na 100%

Właśnie przekraczam rzekę Aras. Rzeka dość ważna na wiele krajów. Od starożytnej Armenii (nazwa pochodzi od Arast, prawnuka patriarchę Haika) przez starożytną Grecję, gdzie zmienili nazwę na Araks i Traktatu Gulistanu, gdzie powstały granicę Rosji i Iranu Qajar (a zarazem granicy ZSRR).
Do dziś dla Ormian, to drugie najświętsze miejsce po szczycie Ararat. Uważają ją, ze to ona jest kontynuacją biblijny rzeki Gichon i Piszon, dlatego nazywają ją Jedyną Prawdziwą Rzeką i jest Matką Ormian.


1.jpg



Sami System Of A Down mieli kawałek o rzece Aras

https://www.youtube.com/watch?v=X-bNqBjKrQI

Holy mountains

Someone's mouth said paint them all red
Liar, Killer, Demon
Back to the river Aras


I właśnie głoś Tankiana prowadzi mnie przez most, aż do pierwszego posterunku.

Daję paszport, witam go po Ormiańsku, a on odpowiada po Rosyjsku ze ormiańskiego to on nie zna.
Czerwona lampka - do tego byłem coś bardziej niż trzeźwy - i odpowiadam grzecznie, ze jestem w Armenii, i nie życzę mówić po rosyjsku. Nie po to uczyłem się ormiańskiego 2 miesiące.

Oczywiście zrobiło się wesoło, gdzie skończyło się na c... blyat, i zamknięcie mnie w paki. To 2 albo 3 raz w tym roku. Nevermind

Warunki może nie najlepsze, ale była jedna cenna rzec. Darmowe WiFi! Więc czas, dopóki się skapnęli ze w łapę nie dostaną, przeszedł dość szybko. Maile, youtube, wiadomości.
Tak przez 1h, gdzie nie dali radę ze mną i wypuścili, do drugiego posterunku - kontroli paszportowej.
Szybko poszło, wymiana hajsu, i witamy w "Mafijnej" Armenii. Na świecie znaną jako: Taxi

Cena wyjściowa na 3-4km to 10 euro, ale po olaniu go cena posła do 3 euro. Wyjścia i tak bym nie miał, więc biorę go i pakuję bagaż do bagażnika nowego Merca. Przerobionego na gaż. Mercedesa.
Ale po wyglądzie kierowcy, nie dziwię się. Przypomina mafiosa z serialu/filmu Gomorra (polecam jak by co), ale z dobrym gustem muzycznym. Wchodzę do auta, a tu Czajkowski i za chwilę Vivaldi. Te 20 minut, przy dobrej muzyce, i kierowcy który próbuje nawiązać kontakt ze mną po angielsku, chwaląc się ze samouk. Przyznać muszę ze dobrze mu szło. Chociaż i tak temat był wokół Lewandowskiego ;D

Dojeżdżamy do centrum Meghri, gdzie kierowca mnie wysadził i życzył miłego pobytu w Armenii.

Nocleg miałem zaklepany, w Haer BB. Chyba najwyżej punktowany nocleg w Meghri.
Do nich idzie się przez górkę, kawałek, ale za to z przepięknymi widokami na bok. Góry Zangezur, fizyczna granica Armenii i Autonomii Nachiczewanu. I docieram do ogródku.
Babuszka Irina zaprasza mnie do środka, pytając czy nie chciałbym herbaty czy kawę po Ormiańsku.

Po tygodniu samej herbaty, kawa to must dla mnie.


2.jpg



Kawa po ormiańsku, to nić innego niż kawa po Grecku/Arabsku/Turecku/Bośniacku. Robiona w tygielku, aromatyczna i mocna.
Ale czemu Ormiańska a nie po prostu arabska. A no bo, Ormianie są dumni jak Grecji. Ze wszystko mi! Mi pierwszy odkryliśmy to, zrobiliśmy to itd. Ale o tym później ;)
Do tego nie ograniczona ilość kaki. Czy suszona czy świeża. Bo po co cukier do kawy, jak masz takie słodkie owoce

Dostaję pokój, więc zostawiam rzeczy, i idę do miasta, po zakupy.


3.jpg


Widok z Balkonu


4.jpg



Na całą drogę królują 2 owoce - symbole Armenii. Granaty i Kaki


5.jpg



Widać wszędzie jak szuszą sobie na balkonach - tarasach. Już nie długo dopadnie i tu zima.

Miasto, mało urokliwe. Tak jak tytuł. Turyści tutaj nie mają nić ciekawego do roboty. Ewentualnie zobaczyć architekturę no i tyle. No ale żeby jechać parę dobrych godzin z Erywania, to już nie jest tak "turystycznie". Ale globtroter, który przyjechał z Iranu, to ma jak w raju. Kupi sobie szaszłyka z wieprzowiny, wypije browarka albo sprawdzi co się na świecie facebooka się działo. Także, jak ktoś do Iranu będzie jechać, to Meghri, ostatnie miejsce, do ściągnięcia filmów, zaplanowanie trasy albo się przygotować się.

I miasto


6.jpg




10.jpg




11.jpg




7.jpg




12.jpg




9.jpg



Po 20 minutach szwędania się i zakupów wracam do pokoiku

Do kolacji spędzam w balkonie z nową miłością


piwo.jpg



oglądając zachód słońca


8.jpg




13.jpg



aż do kolacji


14.jpg



Dodatkowo płatnia (jakieś 6 euro) ale serdecznie polecam ją. Przy stole spotykam "współlokatorów" Livię i Davida z Bernu (Szwajcarii) gdzie postanowili kupić dżipa i pojechać aż do Singapuru z Bernu i wrócić przez Sybir (właśnie teraz są w drodze do Chin)

Rozmowy, jedzenie, jedzenie, czacza, rozmowy. I tak 2l pękło na 3 osoby. I tak do 23. Bo rześko się zrobiło. A ja o 6 miałem busa do Goris.Goris - Գորիս
Gdzie czas się zatrzymał, przy licznych Chaczkarach



-Ale Bania....

Poranek był ciężki. Chyba dalej byłem na wesołym nastroju. Zbierać się trzeba, bo śniadanie czeka i potem bus do Goris.
Ledwo daję radę z śniadaniem (ale z kawą to w sekundę wypiłem) i starą Ładą jedziemy do centrum Meghri. Już 2 busy tam stoją. Jeden do Erywania a drugi do Kapanu gdzie się przesiada do Goris. Rzucam plecak do paki, prostuje nogi i szukam wygodnego miejsca w busiku.

Punkt 6 (rzec trochę dziwna jak dla Armenię) jedziemy!

No to słuchawki, bo jak żyć beż muzyki

https://www.youtube.com/watch?v=DnGdoEa1tPg

Such a lonely day
Shouldn't exist
It's day that Ill never miss


Piosenka dopasowana w punkt, patrząc na współpasażerów. Widać ze do Kapanu jadą po prywatne sprawy/do roboty. No bo, co innego można zrobić w Meghri. Hotele/gospody są, i ciut za dużo, knajpki dla żołnierzy także. Uprawiać, nie ma gdzie, jak wszystko to góry. Więc zostaje, stolica regionu, kraju albo nielegalna emigracja, najchętniej do Rosji.

Busik jedzie do góry. Przez góry Zanzegur, do wysokości gdzie widać już dość sporo śniegu na lewo i na prawo "międzynarodowej" drogi Մ2. Jedyna droga "życia" łącząca Iran i Gruzje, gdzie Armenia, ma jedyne otwarte granicy.

Za oknem szczyt Kaputjugh, najwyższy w tym regionem.
A Systemy lecą dalej

https://www.youtube.com/watch?v=eyLOw29VJIA

Aerials in the sky
When you lose small mind
You free your life


I tak przez dobre 2h. Do góry i z góry, aż do Kapanu. Tam szybka przesiadka (beż saloniku :( ) do następnego busika który przewiezie nas do Goris.

Kolejne 2h. Kolejny raz w górę i potem w dół, żeby dojechać do Goris.

Plecak, i szukamy noclegu


1.jpg




2.jpg



Pierwsze zaskoczenie, o jak tu cysto i zadbane. Ładna i ciekawa zarazem architektura.

"Gospoda" znaleziona, ustalam godzinę śniadania z właścicielem, zostawiam rzeczy i wio na miasto.


3.jpg




4.jpg




5.jpg



Miasto wiele do zaoferowania to nie ma. Goris, to bardziej miasto przesiadkowe dla globtroterów. Do Erywania, do Karabachu, do Tatevu albo do Iranu.
Ale za to jest spokojne, i można spacerować całymi godzinami. Tak jak ja szukałem informację turystyczną, jak internet twierdził ze jest.

Oczywiście biuro informacji turystycznego jest. Ale zamknięte na kłódkę. I to od dłuższego czasu, patrząc na pękniętą szybę.
I tu nastaje pytanie, jak ja dojadę jutro do Stepanakertu. Autobus wiem ze jedzie. Tylko z skąd i o której. W Goris są ze 3 "dworce" autobusowe, na którym nikt nie wie z skąd by odjeżdżały one. Internet tez na ten temat milczy.

No cóż, spontan. Będziemy się martwić później.

Wracamy w głubieniu się po mieście


6.jpg




7.jpg




8.jpg




9.jpg



I tak przy sączeniu sikacza-piwa w parku, przychodzi typek - taksówkarz, ciekawy co ja tu robię. Oczywiście ciekawość idzie razem z banią czaczy. Ach..

Gadka smatka, i wpada pytanie ode mnie, jak dojechać busem do Stepanakertu.
I w sekundę dostaję gotowca, co, jak, kiedy, czyli to -> z-goris-do-stepanakertu,1108,120195

Dziękuję go serdecznie (czyli 2 lufami...) i wracam chwilowo do pokoju odsapnąć. Za dużo tego alkoholu, po abstynencji.

Godzina na regeneracji sił, i kolejny spacer. Dzień dalej jest, do tego ani za ciepło, ani za zimno, więc można chodzić. Maps.me pokazuje mi, ze jest jakiś szlak po górach Zanzegur, obok Goris, więc pakuję aparat i wychodzimy.


11.jpg




12.jpg




13.jpg



Okazało się, ze szlak prowadził do jednego z dwóch cmentarz Goris.


14.jpg



Gdzie spotykam, pierwszy z licznych chaczkarów które zobaczę w Armenii.


10.jpg



Chaczkar, po Ormiańsku oznacza kamienny krzyż, to płyta wotywna upamiętniająca szczególne wydarzenia lub osobę. Są ozdobione bogatą ornamentyką z krzyżem ormiańskim oraz napisem upamiętniającym zdarzenie lub fundatora.
Jak pisze w „Imperium” Ryszard Kapuściński: chaczkar to „znak ormiańskiej egzystencji”, tak jak książka.
Znajdziemy je wszędzie. Po całej Armenii, ale także poza granicami tego kraju, np. w Krakowie, przy kościele św. Mikołaja, który upamięta rzezi Ormian w Turcji z 1915.

Stoję i patrzę na ten cmentarz. Przepiękny widok. Takiego pięknego położonego cmentarza to nigdy nie widziałem. Góry i Goris


20.jpg




21.jpg



I tak stoję, patrzę, wdycham świeże powietrze (Krakusy zrozumieją)


15.jpg




16.jpg




17.jpg




18.jpg




19.jpg



I wracam do noclegowni powolutku, bo już ciut zimno się robiło


22.jpg



Patrząc na dziwną architekturę


23.jpg



I kupując lokalne wino, do parku


24.jpg



Do czasu kiedy się zrobiło całkowicie ciemno, i pora żeby wrócić do "gospody"Stepanakert - Ստեփանակերտ
Górski Karabach/Arcach - Լեռնային Ղարաբաղ/Արցախ


W domu Tatev i Juri, czacza sięga aż do sufitu

Intro:
https://www.youtube.com/watch?v=ttfk0QinrQk

Serj Tankian - Artsakh
Wokalista System of a Down kolejny raz pokazał swoje polityczne zaangażowanie. Tym razem stworzył kompozycję pod wpływem wydarzeń, które miały miejsce w Górskim Karabachu - ormiańskiej enklawie w Azerbejdżanie. Jest to region byłej sowieckiej republiki Azerbejdżanu i po dziś dzień jest terenem spornym między Armenią a Azerbejdżanem.


https://www.antyradio.pl/Muzyka/Rock-Ne ... tsakh-8350

Poranek w Goris jest zimny. Za bardzo, bo minus -2 stopnie i lekki śnieżek.
Wychodzę z pokoju, i już śniadanie czeka na mnie.


0.jpg



Świeżo pieczony chleb, z domowym masłem i dżemikiem. Niczego innego nie potrzebowałem. Jest po prostu idealnie!

Pakuję ostatnie rzeczy do plecaka, i ruszą ku strony hotelu, gdzie taksówkarz wskazał mi ze bus odjeżdża do Stepankertu.

Jest trochę strono, plus ze plecak mam doładowany sporo (ach Iran) ale po 45 minut już stoję. Tylko teraz z skąd bus odjeżdża.
Pod hotelem? Pod stacji benzynowej? Czy pod kioskiem?
Ludzi ni ma, już źle przeczucia ze coś mogło się skopać. Po chwili zatrzymuje się taksówkarz i pyta mnie, czy bus do Stepankertu. Odpowiadam ze tak, i macha mi, z skąd odjedzie.
Było to pod kioskiem.

Po chwili zaczęli się zbierać i pasażerowie z taborami. Jakby się przeprowadzali. Tabory 2 razy większe niż moje plecaki, i raczej nie będziemy jechać autokarem, tylko busikiem. No nić, zobaczymy. Będzie wesoło.

Przyjeżdża busik, kierowca patrzy na nas, i na mnie oczywiście. Bo co u licha, robi tu turysta.

-Kitaj? Japonia?
-Szto? Niet, Polsza.
-A haraszo. Dawaj.

Jako ze przyjechałem pierwszy, wchodzę do busa pierwszy i zajmuję miejsce w pierwszy rzędzie, koło drzwi. Idealnie do prostowania nóg.

Odjeżdżamy. Wyciągam książkę Armenia. Karawany śmierci, żeby poczytać trochę o historii Górskiego Karabachu, na który nie mam bladego pojęcia, no bo po co?

Pierwszy ważny element, którego się dowiedziałem. Ten kraj, nie nazywa się Górski Karabach, lecz historyczną nazwę tego regionu, jest Arcach, która stanowiła część Kaukaskiej Albanii. Przez wiele lat i najazdach, Arcach został nietknięty z powodu ciężkiego zdobycia, i utrzymali tradycje i religie.
Wielki miszmasz w tym regionie, zaczęło się w XX, kiedy Turcja wspomagała Azerbejdżanowi dołączenia z Turcją przez Arcach, ale po przegranej I Wojny Światowej, alianci zdecydowali zostawić Arcach, Azerbejdżanowi licząc na szybki dostęp do ropy.
Do tego oczywiście dołożył także ZSSR, kiedy dał Arcach do Azerbejdżańskiej SRR. Pierwsze pogromy chrześcijanin zostały stłumione, i miasta podzielone na muzułmańskie i chrześcijańskie.
Wtedy powstała nowa nazwa tego kraju: Gorny Karabach, który jest dziełem 3 różnych języków: Nagorny (z rosyjskiego - górny), Kara (z tureckiego - czarny) i bag (z perskiego - ogród).

Przez lata, w tym regionie było spokojnie. Wspólnie obchodzili i chrześcijańskie, i muzułmańskie święta. Łączyli się w pary: ona nosiła krzyż na szyi, on sławił Allacha. Tak aż do Pierestrojki kiedy pierwsze pogromy się zaczęły aż do wybuchu wojny w 91. Wojnę wygrali Ormianie, kiedy kontrolowali już cały okręg autonomiczny, korytarz łączący go z Republiką Armenii w 94.
Dziś, Arcach jest de facto niepodległym krajem, ale nikt na świecie nie uznał niepodległość (nawet Armenia), i Azerbejdżan do dziś twierdzi ze to ich tereny, a przekroczenie z Armenii do Arcachu, wiązie się z tym, z nielegalnym przekroczeniu granicy z Azerbejdżanem.

Co chwile, bus się zatrzymuje, i pakuje kolejnych pasażerów i paczek. Po chwili mamy z 4 torb pełnych siana (nie wiem po jakiego) baniaki z winę i 7 laptopów. Taki mały mind-f..k lekki.

Po chwili, pasażerka obok mnie, dopytuje się, co ja tutaj robię, i po jakiego grzyba jadę do Arcach.
Opowiadam ze mnie fascynują dziwne miejsca, a Arcach jest jeden z nich. Przestawia mi się jako Tatev (jedno z najbardziej popularnych imion w Armenii) i rozmawiamy przez dłuższy czas, o historii tego kraju, o problemach. Przyjeżdża do rodziców ze studiów z Erywania, robiąc postój w Goris u znajomej.

Wpada pytanie: A nocleg gdzie masz?
No w jakimś hotelu, w centrum.
Opłacony?
Nie.
No to spisz u nas.

Pamiętając taroof z Iranu, 3 razy odmówiłem, a za 4 zgodziłem się.
Szybko po przyjeździe w Stepanakercie, do sklepu po czekoladki i flaszkę lokalnego alkoholu, i idę z Tatev.
Ich dom, trochę na poboczu, ale blisko centrum. Juri i Tamara, rodzice Tatev zapraszają do środka otwartymi rękami i polanymi baniami domowej czacy.
Juri to Ukrainiec, lekarz w zawodzie, Tamara Rosjanka, pielęgniarka. Po zakończeniu studiów, dostali skierowanie do Stepanakertu, gdzie po 4 latach doszło do wojny. Obydwoje, wzięli udział w koszarach i tam się poznali.
Po zakończeniu wojny, postanowili ze zostaną w Stepanakercie i pracować dalej. I tak do dziś.

Po obfitym obiedzie, oczywiście parę banieczek, na drogę, czyli do Ministerstwa po wizę.

Wiza do NKR to czysta formalność. Wypełnia się kwitek, jakie miasta planujesz zwiedzisz, dajesz paszport, kasę i czekasz 5-10 minut.
Dostaję papierek z wizą, potwierdzenie wpłaty i pozwolenie na poruszanie się po miejscowości które podałem oprócz Ağdam. Niestety nie dotarło pismo z Hello Trust na moje pozwolenie.

Jako ze dzień przyjemny, idę na spacer (przy okazji wytrzeźwieć) główną ulicą Mesrop Mashtots do głównej atrakcji, do pomnika: Jesteśmy naszymi górami - Մենք ենք, մեր լեռները


1.jpg


Aleja


2.jpg


Aleja


3.jpg


Մենք ենք, մեր լեռները

Pomnik powstał w 1967, symbolizuje dziedzictwa Arcachu i połączenie ich z górami które otaczają. Potocznie ich nazywają "tatik-papik" czyli dziadzio i babcia. Dziś jest także Godłem Arcachu


4.jpg


We Are Our Mountains


5.jpg




6.jpg


Widać tu, jak w całej Armenii dominuje tuf wulkaniczny.

Wracam do mieszkania, zaglądając domy. Myślałem ze zastanę tu, podobny stan budynków jak w Mostarze, ale jednak wszystko zostało odbudowane i większość jest nowoczesna.

Siedzimy z Jurim na balkonie, popijając ormiańską kawę i jedząc kaki oglądając widoki w trakcje rozmowy o wojnie.


7.jpg




8.jpg



Długo czekać nie było, kiedy na stole wpadła litrowa karafka z lokalnym trunkiem, i tak do północyShushi/Շուշի

Tam gdzie czas stanął, w 1992


Głowa nie bolała rano. To sukces! Wypiłem kawę, zjadłem chleb z dżemem i skoczyłem na miasto.



Dodaj Komentarz

Komentarze (2)

pabloo 29 maja 2018 23:40 Odpowiedz
To fajnie, że moja relacja się przydała, a mam nadzieję, że w przyszłości Twoja przyda się znowu mnie, bo chciałbym pojechać tam raz jeszcze, tym razem zahaczając choćby o Sevan i Górski Karabach. A w Turcji wejść na Ararat 8-) Szkoda, że w końcu nie byłeś w Khor Virap, bo widok stamtąd na Ararat jest cudowny. Cała Twoja relacja przednia, bardzo dobrze się ją czyta. W sumie Erywań byłby interesującym miejscem na zlot, minusem niewątpliwie ograniczona liczba połączeń, ale imprezowo-alkoholowo niewiele miast mogłoby się równać 8-)
jerzy5 14 czerwca 2018 01:47 Odpowiedz
Przepiękna relacja z kraju moich marzeń, uwielbiam takie klimaty nieturystyczne, wędrownicze, pełne ludzi życzliwych i otwartychZeus dzięki za ta opowieść i zarazem przepraszam, że nie nominowałem do relacji miesiąca, ale zrobiłem to wcześniej i nie mogłem, ta muzyka w tytule mnie zmyliłaale w moim sercu zdecydowanie wygrałeś i zaraziłeś, że tam muszę być w najbliższym czasie