+4
Tom Stedd 4 sierpnia 2017 20:15
Przeciętny człowiek nie wie praktycznie niczego o Bratysławie i również my z taką „wiedzą” udaliśmy się do naszych południowych sąsiadów. Nie mieliśmy żadnych planów na zwiedzanie, nie wiedzieliśmy za wiele o atrakcjach, więc można powiedzieć, że wycieczka nie była dobrze zaplanowana, tylko dosyć spontaniczna. Pewien był tylko jeden punkt – wyjazd do Wiednia.
Tradycyjnie już był to wyjazd w pełni ekonomiczny – loty Wizzair z Warszawy RT 186 zł za dwie osoby, trzy noclegi dzięki http://makemytrip.com tylko za 56 euro w porządnym Hotelu Bratislava ****, który prezentował się tak:





Wielkim plusem były śniadania w formie szwedzkiego stołu i wręcz nieograniczone ilości jedzenia. Dojazd do hotelu jednym autobusem z lotniska (ok. 20 minut), stosunkowo blisko było do centrum (tramwajem ok. 15 minut), w budynku hotelu znajdowało się Tesco, a obok niego nader spokojne osiedle mieszkaniowe. Naprawdę można polecić nocleg w tym hotelu.
Na chwilę wrócę do lotniska i transportu. Sam obiekt jest stosunkowo mały, ale sprawiał wrażenie nowoczesnego. Jako że dolecieliśmy w niedzielny poranek, to informacja turystyczna była jeszcze nieczynna i nie zaopatrzyliśmy się w żadne przewodniki dla turystów. Wyszliśmy przed lotnisko i spytaliśmy kierowcę autobusu, jak dojechać do naszego hotelu i okazało się, że akurat on jedzie w tamtym kierunku. Super – pora kupić bilety. Poszedłem do automatu i małe zdziwienie – maszyna przyjmuje tylko monety. Nic to – pomyślałem – kupię u kierowcy lub w automacie w autobusie. No i z małego zrobiło się duże zdziwienie, ponieważ kierowca nie sprzedaje biletów, a automatów brak. Trudno, przejechałem się na gapę (dziewczyna na szczęście miała drobiazgi i starczyło jej na bilet). Warto pamiętać – należy mieć monety, żeby kupić bilety autobusowe lub tramwajowe.





W hotelu oznajmiono nam, że musimy jednak poczekać na zakwaterowanie do 14.00, więc udaliśmy się do centrum i załapaliśmy się na 2,5 godzinny free-tour. Przewodniczka (strasznie gadatliwa) oprowadziła grupę po najważniejszych punktach w centrum i tłumaczyła wiele dziwnych rzeczy dla gości z krajów dość odległych, jak Australia, czy Kanada. Dla nich czasy komunizmu i przemiany społeczne to tematy nieznane, a dla większości Polaków wiedza w pełni poznana, a często i przeżyta.

Zbiórka na free-tour pod pomnikiem Hviezdoslava, następnie pokazano nam z pewnej odległości UFO, czyli restaurację z punktem widokowym (wjazd płatny). Z daleka robiło ciekawe wrażenie, ale Bratysławę można podziwiać z pobliskiego zamku i to za darmo.





Dalszy spacer pokazał, że Bratysława jest miastem klimatycznym i przyciąga sporo turystów. Bary, restauracje i sklepiki były pełne gości. Nie będę opisywał tutaj poszczególnych atrakcji turystycznych, bo każdy może do nich dotrzeć w przeciągu kilku minut mając w ręce mapkę Starego Miasta. Sądzę, że kilka zdjęć w pełni pokaże te atrakcje i klimat miasta.



























Dzień drugi to wypad do Wiednia. Skoro miał być to wyjazd ekonomiczny, to i bilety autokarowe były ekonomiczne. Udało się kupić na http://regiojet.cz trzy bilety po 1 euro i jeden za 5 euro. Tutaj mała podpowiedź: gdy chciałem kupić od razu po dwa bilety, to cena łączna wskakiwała po 10 euro, natomiast gdy wybrałem pojedynczo bilety, to zapłaciłem 1+1+1+5 euro. Korzyść: udało się zaoszczędzić 12 euro. Co do przewoźnika, to można go w pełni polecić. Na pokładzie stewardessa, darmowe napoje gorące, ekran multimedialny, słuchawki, prasa. Jak na cenę 1 euro, to „full wypas”. O klasie autokaru można powiedzieć tylko jedno: LUX. A obłożenie? Kilkanaście osób na ponad sześćdziesiąt miejsc siedzących. My wyruszyliśmy z dworca Mlynske Nivy, ale autokar zatrzymał się jeszcze na dworcu Most SNP u podnóża bratysławskiego zamku, a w Wiedniu zajechał na lotnisko.



W Wiedniu wysiedliśmy na dworcu U2 (Stadioncenter). Dziewczyna wyczytała gdzieś, że warto zobaczyć olbrzymi posąg Buddy nad brzegiem Dunaju, więc ruszyliśmy tam pieszo (kilka kilometrów) mając ambicję spaceru bulwarami nadrzecznymi, ale ostatecznie nie przeszliśmy we właściwym miejscu na drugą stronę ulicy (metalowa siatka) i musieliśmy iść jakże romantycznym chodnikiem przy ruchliwej drodze.
Nie wiedzieliśmy praktycznie nic o tej atrakcji (znaczy o posągu), ale wydawało nam się, że będzie widoczna z daleka. Cóż, lepiej omijajcie Friedenspagode ... Biała budowla, wewnątrz Budda, wokół niego pajęczyny, pająki i inne robaki. Nic ciekawego. Obok był domek, ale nikt z niego nie wyszedł widząc nas chodzących wokół budowli, a my nie dobijaliśmy się do drzwi.





W drodze powrotnej dotarliśmy do kolejko-metra i przejechaliśmy nim do centrum miasta (Karlsplatz, bilet jednorazowy 2,20 euro). Znów bez mapy, opierając się na intuicji i internecie w telefonie, zwiedziliśmy kilka ciekawych lokalizacji. Widząc taki widok nie byłem na początku pewien, czy to meczet, czy kościół 



Szybko okazało się, że znaleźliśmy się przy Karlskirche (Kościół św. Boromeusza), który z zewnątrz robił naprawdę duże wrażenie. Wejście do środka było płatne (8 euro), więc poszliśmy dalej. Oglądając w internecie zdjęcia z pięknego środka stwierdzam, że to był błąd.





Spacerując trafiliśmy do ogrodów Belwederu, ogrodu botanicznego (niestety już zamykanego) i pod Pomnik Bohaterów Armii Czerwonej. Nie wydawało się, żeby ta budowla komukolwiek przeszkadzała (a w Polsce podobne przeszkadzają…).















Na koniec zrobiliśmy sobie długi, bezcelowy spacer jedną z ulic, żeby poczuć klimaty wiedeńskie. To miasto spodobało mi się, widać było na każdym kroku porządek (nawet kosze na śmieci przy kamienicach nie śmierdziały), dbanie o szczegóły, dbanie o mieszkańców. Nie obejrzeliśmy nawet 1/100 z atrakcji Wiednia, ale niewiele można było zobaczyć w przeciągu ośmiu godzin bytności w tym mieście.

Ostatni dzień pobytu w Bratysławie to wypad do Devinu i wycieczka po niezobaczonych w pierwszym dniu atrakcjach. Do tego słynnego zamku (właściwie tylko ruin) można dotrzeć autobusami miejskimi (około 20 minut jazdy) z dworca Most SNP (jeden jedzie prawie pod sam zamek, drugi przejeżdża przez miasteczko o tej nazwie i trzeba do ruin przejść kilkaset metrów).







Po południu nogi poniosły mnie pod ciekawy budynek słowackiego radia, budynki rządowe, siedzibę prezydenta Grassalkovich Palace i finalnie na Bratislava Castle z jego ogrodami i widokami na miasto.

























Z zamku doskonale widać dzielnicę Petrżalkę, czyli jeden z najgęściej zaludnionych terenów w Europie Środkowej, zamieszkany przez około 120.000 mieszkańców. Patrząc w drugą stronę można było zobaczyć wierzchołki Slavinu (52-metrowy pomnik i cmentarz wojskowy, na którym pochowanych jest blisko 7000 żołnierzy Armii Czerwonej) i wieży telewizyjnej Kamzik.



W Bratysławie najbardziej znana jest poniższa rzeźba. Według słów przewodniczki, nic ani nikogo ona nie symbolizuje. Po prostu postawiono ją, żeby przyciągnąć turystów do centrum miasta i sztuka ta w pełni się udała. Pocieszny człowieczek jest chyba najczęściej fotografowanym i dotykanym obiektem w Bratysławie.



Oprócz tej rzeźby przewodniczka wskazała na jeszcze dwie inne, ale nie robią one na turystach aż tak dużego wrażenia.





Strona praktyczna Bratysławy – ceny jedzenia w większości wg mnie wyższe, niż w Polsce, bardzo duży wybór piw (alkoholowe, bezalkoholowe, a nawet z ziołami), duży wybór win krajowych i umiarkowane ceny transportu. W części turystycznej mnóstwo lokali o różnym standardzie (raczej wyższym, niż niższym). Niedziela w Bratysławie to prawie bezruch na ulicach, w dni powszednie było więcej samochodów. Ludzie przyjaźni, można dogadać się po angielsku, ale warto spróbować najpierw po polsku, bo nasze języki są trochę podobne. Sklepy sieciowe jak w każdym większym mieście, nowoczesne centra handlowe, banki – widać, że stolica Słowacji dotrzymuje kroku innym stolicom z naszego regionu.

Pora na tradycyjne podsumowanie. Po praktycznie dwóch dniach pobytu w Bratysławie i jednym w Wiedniu można było odczuć, że zobaczyło się za mało. Stolica Słowacji czeka wg nas na odkrycie, chociaż można już teraz zauważyć dużą liczbę turystów, w tym z Azji. Wrócimy tam jeszcze…



Polecam zajrzeć na blog http://radosc-zycia-plus.pl. Spojrzenie na świat i podróże kobiecym okiem.

Dodaj Komentarz

Komentarze (3)

criss195 8 sierpnia 2017 17:18 Odpowiedz
Bardzo fajne zdjęcia! :)
antares 8 sierpnia 2017 20:05 Odpowiedz
Super foty! Obie stolice odwiedziłam 10 lat temu i utwierdziłam się teraz w przekonaniu, że warto by odświeżyć te miejsca:) Bratysławski zamek pamiętam jeszcze z czasów, kiedy miał paskudny, brudno-żółty kolor i wcale nie zachęcał do wejścia.
aron 9 sierpnia 2017 14:43 Odpowiedz
Robiłem ze trzy weekendy temu prawie identyczną trasę, nawet ten sam hotel, może trochę inaczej rozłożyłem akcenty. Co do spraw praktycznych - przy wyjściu z przylotów, stoi biletomat w którym można płacić kartą.