0
Zeus 12 kwietnia 2017 12:45
23.jpg


Dziedziniec kościoła


20.jpg




21.jpg


Ironia?


24.jpg




25.jpg




26.jpg


It's only teenage wasteland

Punkt, taki niby obowiązkowy dla nas był, zwiedzanie Muzeum Rewolucji. W przewodniku pisali o nim, ze to lekcja historii, z sporą dawką kiczu, a no i kosztował 5 CUC. Więc nie było takiej tragedii.
Przechodzimy tam, a się okazało ze koszt to 10 CUC. Szybka kalkulacja, ze jednak nie opila się. Lepiej dobrą kolację zjeść niż tam zobaczyć, i oglądamy z zewnątrz.


27.jpg



Habana Vieja, po raz 5-6


28.jpg




29.jpg


Papa Juan Pablo II

I Archikatedra Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w Hawanie
La Catedral de la Virgen María de la Concepción Inmaculada de La Habana, prawie jak telenowela


31.jpg




30.jpg



Warto pospacerować po Parku Katedralnym. Znajdziemy liczne kolonialne domy, w pięknym stanie (jak na Kubę)


32.jpg



Ale też pomnik kolejnego słynnego Polaka


33.jpg


Frédéric Chopin

Punkt kolejny, w naszego spaceru, to hotel Raquel


34.jpg




35.jpg




36.jpg




37.jpg



Kościół Santo Cristo del Buen Viaje (Święty Jezus udanej podróży)


38.jpg



Po tym wszystkim, udajemy się, na zasłużony odpoczynek, czyli mroźnego i mocnego drinka.


39.jpg




40.jpg



Na drinka w Hawanie, tylko jedno miejsce zasługuje na to. To żadne inne, jak nie Słynna El Floridita, gdzie Ernest Hemingway przesiadywał całymi dniami, pijąc Dajquiry. No ba, nawet ma własny rekord tam! Wypił 16 daiquiry, beż cukru i to z podwójnym rumem!

Jako wprawiony "drinker" chciałem pobić ten rekord, dopóki nie dowiedziałem się ile kosztuje jeden drink. 6 CUC, czyli około 30 zeta.

Grzecznie podziękowaliśmy, porobiliśmy parę zdjęć


41.jpg




42.jpg



Idziemy dalej, szukając naszego Grala!

Wpadamy, do Hotelu-Restauracji Ambos Mundos, przy ulicy Obispo.

Patrzymy, ze 2.5 CUC, za drinka. Cena dobra, nawet jak będzie jakiś gorszy gatunek.

Zamawiamy po daiquiry. Kelner, zajęty podrywem turystek, zapomniał ile polał rumu (bez kozery powiem że było ponad 100ml) więc maję potrójnego daiqury niż Ernest (ha!)


IMG_20170404_142505.jpg



Popijamy drinki, oglądamy tanieć, zamawiamy małe burgerki (sliders) i wracamy na Malecon.

Znajdujemy miejsce fajne, otwieramy rum


IMG_20170404_193237.jpg



I przy Cuba(s) Libre(s) oglądamy zachód słońca


43.jpg




44.jpg




45.jpg




46.jpg



Zbieramy się, do haciendy, z przerwą na kolację, żeby zacząć się pakować do podróży dalszej, czyli do domu.Dzięki :D
Tak jak pisałem w innych tematach, zapraszam do poprawienia mi błędów :)

Sent from my Nokia 3330 using TapatalkNie dałem rady :( za mało czasu a komunikacją to trzeba doliczyć jakieś 30 60 minut w jedną stronę :(

Sent from my Nokia 3330 using TapatalkFIN

Jak w tych regionach, słowo dość popularne w telenowela. Koniec. A jak w telenowelach, no muszy być z rozmachem!

Powrót na lotnisko. W Hawanie. Będzie tak samo ciekawe jak dojście do miasta z lotniska. Wpakujemy ostatnie graty, tfu, to znaczy cygara, kanapki z jajecznicą, kawusia, gazetka Granma (jako prezent) i na przystanek P12.

-Buenos dias, 1 peso, bienvenido i jedziemy. Przy kompanii nieszczęsnej piosenki, Despacito, która leci teraz leci wszędzie i zawsze. Ale dobra, damy radę. Szybko na lotnisko, zmiana ubrań na zimowych (tzn Europejskich - wiosennych) Ciudad de Mexico i na miasto.

Dojeżdżamy do przystanku, gdzie piechotą idziemy na lotnisko. Oczywiście życzliwi taksówkarze proponują nam podwózkę za 4-5 CUC na lotnisko (czyt. to 2km) aż do dojazdu autobusu który łączy terminale za 1 CUP.

Hop - despacito - siup i jesteśmy na terminalu 3, gdzie operuje AeroMexico. Piwko na czekanie, wyzerowanie Kubusia z cola, i stanie w kolejce do Check - inu.
Szybka zmiana zdań, prośba o naklejkę ze łatwe do rozbicia (trochę tego rumu tam było...), dostajemy bilety i proszeni jesteśmy do kontroli paszportowej.

Kontrola paszportowa - bardziej okazja pracownika do oglądania moich pieczątek - wiz niż co robiłem w tym kraju. Poszło, kartka migracyjna odebrana, zapraszam do kontroli bezpieczeństwa.

W sumie, nazwałbym ją: kontroli z Flip i Flapem. Trzeba wejść na bosaka (nawet jak się ma klapki) ale oczywiście można nosić przy sobie butelkę Kubusia beż żadnego problemu.

Już po sprawie, teraz to można ostatnie dutki - CUCy oddać w sklepiku. W jedynym. Beż klimy. Ale czasu jest, więc czemu nie. Kupić kawę kubańską (za co Fidel walczył parę lat, żeby Kuba stała się liderem w tych krajach), kolejne rumito. Dopóki nie widziałem kolejkę. I to jaką! Jakby w Biedrze były Crocy za 5 zeta! Ludzie krzyczą ze stoją od godziny, dzieci płacą, amerykanie plują ze w Wall-Marcie można szybciej, za ladami Kubańska pani Grażyna rozmawia spokojnie z Kunanską panią Dorotę, jakby nic.

Po 50 minutach (i wypicia parę drinków z innymi pasażerami w kolejce) docieram do kasy, gdzie zauważam ze worek w jednej kawie jest otwarta.

Pani Dorota, spokojnym głosem:
-Tienes tempo, i pokazuje koniec kolejki

Ale nie beż powodu jestem Sezonowym Cebulionem, i po 3 minutach kłótni, i przyniosła mi nowy woreczek. Zapłacone i wracam do mojego Passepartout, która martwiła się, gdzie tak długo byłem. I czemu śmierdzę rumem, jak byłem tylko w sklepie.

No nić, wracamy pod naszym gatem, czekając niecierpliwie na nasz lot. Ale tu Kuba dała nam nową niespodziankę, w tytule: Będziecie pamiętać o nas! Lotnisko stare i nie przygotowane na taki ruch. No i wszystkie loty opóźnione do 2h. Tak jak i nasz, który lądował w Cancun, jako lotnisko w Hawanie był pełny.
Jako ze jesteśmy na Kubie, więc z opóźnienia (3h) nie dostaliśmy nić, postanowiliśmy wziąć sprawy w własne ręce, i kupić podstawowe produkty do przeżycia. Czyli: butelka 0.7 rumu Havana i litrowa Tu-Cola. Nie było łatwo, ale do samolotu przeżyliśmy.

-Bienvenidos, bienvenidos.
-Bienvenidos, yo quiero una tequila por favor.
-No problemo senor!

I tak przyszła do mojego krzesła przed startem, duża dawka złotej tequily. Tak do zabicia "strachu przed lataniem"

Spokojny lot, kanapka i jogurcik i lądowanie w MEX, niestety opóźniony o 3h, więc nici z naszego wypadu na miasto.

Kontrola paszportowa, odbieranie - nadanie ponownie bagażu i szukamy lokum do zjedzenia czegoś. Dobrego. Z przyprawami. I nie ma zmiłuj, jak na kubie: Ni ma, Ni ma, jak Smoleń opowiadał w kabarecie.

-Vamos Tacos? Mówię do Passepartout?
-Evet!

I to był strzał w dziesiątkę!


IMG_20170405_211940.jpg



Tęskniłem za dobre mięso. Dobrze doprawione. Za dobrym piwem (wiem ze to sikacz, ale nawet jak Heinekena dostałem w Amsterdamie to się cieszyłem jak głupy!) i zupa z tortilla!
No nić dodać, nić ująć. I tak sporo zostawiłem bo już byłem napakowany.

Lot, jak większość ludzi wie, jest o północy do Amsterdamu, więc trochę czasu zostało (ponad 90 minut) na szukanie pamiątek w lotnisku i korzystania na 100% z internetu.

Wchodzimy do samolotu, kolejna tequila, filmik i do spania, bo podróż ciut długa.

Przylot o czasie w Amsterdamie, kontrola graniczna dość dziwna można powiedzieć, jako ze Passepartout z nie UE-Paszportem załatwiła szybciej niż ja, jako ze mnie maglowali z pytaniami - czego, dlaczego, na ile, do kiedy. Ale zostałem wpuszczony do UE, i po odbiorze bagażu mieliśmy 2 nocki w Holandii (jedna w Amsterdamie druga w Eindhoven) do odpoczęcia i powrócić do normalności przed naszym lotem do Modlina i potem do Krakowa!

Dodaj Komentarz

Komentarze (30)

tom971 12 kwietnia 2017 13:25 Odpowiedz
Jedziesz @Zeus , szczególnie:Jak widzisz serwis AM i ich 787?Jaka strategie miałeś na zakup dolotów i powrotu z AMS? (szczególnie ciekawe w kontekście aktualnych poszukiwań do LUX, FLR i innych..)
zeus 12 kwietnia 2017 14:06 Odpowiedz
O Aeromexico i 788/789 będą innych rozdziałach ;)
firley7 4 czerwca 2017 15:50 Odpowiedz
Fajna relacja. Na luzie i z humorem.Czekam na dalszy ciąg :)
boots 17 czerwca 2017 13:41 Odpowiedz
Bardzo fajna relacja i preludium do tego, czego wkrótce sam doświadczę. A pomyłki językowe dodają opisom swoistego smaczku. Ale jednak muszę napisać, że Plaza to nie plaża, a Cava to nie kawa. ;)
zeus 17 czerwca 2017 13:48 Odpowiedz
Dzięki :DTak jak pisałem w innych tematach, zapraszam do poprawienia mi błędów :) Sent from my Nokia 3330 using Tapatalk
igore 17 czerwca 2017 13:54 Odpowiedz
Ładne zachody słońca. Może mi się wydaje, ale z relacji przebija chyba lekkie rozczarowanie Kubą. ;)
firley7 17 czerwca 2017 15:08 Odpowiedz
Rum, cygara i Hemingway. To moje skojarzenia na temat Hawany.Czy byliście może w Finca Vigia pod Hawaną - w domu, w którym mieszkał Hemingway?Bo w relacji nie mogłam znaleźć.Poza tym bardzo fajna relacja i zdjęcia :)
zeus 17 czerwca 2017 17:34 Odpowiedz
Nie dałem rady :( za mało czasu a komunikacją to trzeba doliczyć jakieś 30 60 minut w jedną stronę :(Sent from my Nokia 3330 using Tapatalk
firley7 6 lipca 2017 17:00 Odpowiedz
Faktycznie, zakończenie wyprawy z rozmachem!Szacun :)
boots 6 lipca 2017 19:52 Odpowiedz
@ZeusCzy mógłbyś napisać, jak wyglądają ceny i dostępność w sklepach artykułów spożywczych i kosmetyczno - chemicznych?
zeus 6 lipca 2017 19:56 Odpowiedz
Powiedz jakie dokładnie, to sprawdzę notesik :)
boots 6 lipca 2017 19:59 Odpowiedz
Chodzi mi generalnie o podstawowe produkty do przygotowania jedzenia - pieczywo, masło, wędliny, sery, twarogi, warzywa, owoce itp. oraz np. papier toaletowy, mydło, płyny do kąpieli itp.
zeus 6 lipca 2017 20:05 Odpowiedz
Pieczywo: parę CUP Masło: parę CUCWędliny, ser: Wiele CUC. Pamiętam ze kg goudy było 10-15 CUC. Nie pamiętam seropodobne produkty Owoce, warzywa: na ulicznych stoiskach i targach: parę CUPPapier toaletowy: nie wiem, nie potrzebowałemPłyny do kąpieli: 5-10 CUCMydło: 1-2 CUC
boots 6 lipca 2017 20:10 Odpowiedz
A jak z dostępnością tego wszystkiego w sklepach? Jest bez problemu, sklepów jest sporo?
zeus 6 lipca 2017 20:13 Odpowiedz
W Varadero i w Hawanie nie ma problemu.U nas był problem z "tanią" wodą, czyli mniej niż 1.5 CUC za 1.5lSklepy spore, prawie co krok jakiś. Jak nie, to na ulicy :)
michcioj 6 lipca 2017 23:55 Odpowiedz
fajnie sie czyta ta recenzje, wychodzi na to, ze bylismy w tych samych miejscach na Kubie, np. bar beatlesow w Varadero :)
cccc 7 lipca 2017 02:38 Odpowiedz
Fajna Relacja, wracaja wspomnienia i lubie ten kraj. :) Zeus napisał:dopóki nie poznałem Greka, który wyemigrował na Kubę (wiem ze to dziwne) w 2000 rokuWydaje mi sie, ze to nic dziwnego, Grecy lubia emigrowac, nawet w czasach glebokiej komuny, w latach 40- i 50-tych do Polski przyjechalo ok. 14 tys. uciekinierow z Grecji. ;)Pozdr.
zeus 8 lipca 2017 09:54 Odpowiedz
I dla tych co nie lubią czytać, zapraszam do Video o Kuby :)https://www.youtube.com/watch?v=6pjmO6p ... e=youtu.beZa niedługo zakończenie z Kuby, i parę przemyślenia :)
boots 8 lipca 2017 12:55 Odpowiedz
A jak chodzi internet? Da się korzystać ze skype'a?
zeus 8 lipca 2017 12:57 Odpowiedz
Internet, zależy gdzie. Albo mega muli albo idzie sprawnie. A Skype jest zakażany na Kubie.
boots 8 lipca 2017 13:05 Odpowiedz
Co znaczy zakazany? Pierwszy raz czytam taką informację...
michcioj 8 lipca 2017 13:15 Odpowiedz
Zeus napisał:W Varadero i w Hawanie nie ma problemu.U nas był problem z "tanią" wodą, czyli mniej niż 1.5 CUC za 1.5lSklepy spore, prawie co krok jakiś. Jak nie, to na ulicy :)podstawow rzeczy dalo sie kupic, no wlasnie w roku 2012 woda kosztowala az 1.5 cuc za 1.5 litra,male piwo 0,33 1 cuc, bulelka havana club od 3.8 cuc. pamietam ze relatywnie drogie bylo jedzenie w restauracjach, jakis obiad/kolacja od 7 cuc w gore,teoretycznie dalo sie cos tam jesc na ulicach, ale zazwyczaj byla to srednio niedobra pizza czy kanapka od 10 CUP w gore. podobno byly problemy z dostawami artykulow higienicznych wiec wszystkie rzeczy takie jak zele pod prysznic, mydlo, artykulu higieniczne i olejki do opalania wzielismy ze soba,rowniez z gorka i co zostalo np. mydlo czy paste do zebow rozdawalismy ludziom.do tego wzielismy tez stare lachy z mysla zeby to wszystko zostawic na Kubie,podobno uzywane ciuchy sie ludziom bardzo przydadza, bo z tym ciezko. wiec prawie cala garderobe zostawilismy miejscowym.
zeus 8 lipca 2017 13:16 Odpowiedz
@bootshttps://answers.microsoft.com/en-us/sky ... a6d6eef86fChciałem powiedzieć, ze nie działa. Ale whatsup działa.
boots 8 lipca 2017 13:19 Odpowiedz
Wiesz co, ja w tym linku nie widzę odpowiedzi...
zeus 8 lipca 2017 13:25 Odpowiedz
boots 8 lipca 2017 13:28 Odpowiedz
Wiesz co, z tego linku wynika jednak, ze skype działa ;-)Quote:Cuba – with poor internet infrastructure, access to computers is limited, the Skype service is extremely expensive and the Internet is very slow.
nico-muc 8 lipca 2017 14:04 Odpowiedz
Zeus napisał:U nas był problem z "tanią" wodą, czyli mniej niż 1.5 CUC za 1.5lSklepy spore, prawie co krok jakiś. Jak nie, to na ulicy :)My ten problem rozwiązaliśmy kupując soki naturalne. Tam gdzie widać napis 'jugos naturales' takie pojemniki na soki jak dawno temu w Polsce - za szklankę soku płaciłem od 1 do 2 CUP, a napełnienie własnej butelki wychodziło od 2 do 18 CUP więc zawsze poniżej 1 CUC.
zeus 8 lipca 2017 14:06 Odpowiedz
No tak. Ale czasami do zgaszenia pragnienia potrzebna jest woda :D
cccc 10 lipca 2017 01:07 Odpowiedz
michcioj napisał:podobno byly problemy z dostawami artykulow higienicznych wiec wszystkie rzeczy takie jak zele pod prysznic, mydlo, artykulu higieniczne i olejki do opalania wzielismy ze soba,rowniez z gorka i co zostalo np. mydlo czy paste do zebow rozdawalismy ludziom.do tego wzielismy tez stare lachy z mysla zeby to wszystko zostawic na Kubie,podobno uzywane ciuchy sie ludziom bardzo przydadza, bo z tym ciezko. wiec prawie cala garderobe zostawilismy miejscowym.Szacunek, ze nie myslales tylko o sobie, masz u mnie duze piwo i przypuszczam, ze nie jedno, jak bede kiedy w Gdansku. :)Zeus napisał:U nas był problem z "tanią" wodą, czyli mniej niż 1.5 CUC za 1.5lMi udalo sie kupic wode w malym sklepiku za 1.90 CUC w 5-litrowym plastykowym kanistrze, w innych miejscach kosztowala od 2.30 do 3 CUC.Pozdrawiam.
rakomir 4 października 2017 21:50 Odpowiedz
bardzo fajna relacja. przyjemnie sie czytalo!